Obrońca Matki Ziemi? [felieton]

Przysłuchuję się dyskusjom na tematy dotyczące myślistwa, leśnictwa, ochrony gatunkowej. Padają argumenty o tym, że należy kontrolować liczebność pewnych gatunków, bo bez interwencji człowieka zbytnio się rozmnożą i będą niszczyć, już i tak zaburzoną, równowagę w ekosystemach. Rzeczywiście, bywa tak, że na tyle namieszaliśmy w przyrodzie, że teraz musimy podejmować pewne działania, żeby odwrócić czy zminimalizować skutki naszej działalności. Dobrym przykładem są gatunki inwazyjne: to organizmy, które człowiek (celowo bądź nie) sprowadził w dane miejsce z zupełnie innego zakątka świata, a one rozmnożyły się tam i zaczęły zagrażać istnieniu rodzimych gatunków. Tak było ze szczurami, które po zawleczeniu na wyspy, gdzie dotąd nie było naziemnych drapieżników, zaczęły zabijać nieprzygotowane na takie zagrożenie miejscowe gatunki ptaków i innych zwierząt. Tak jest z nawłocią kanadyjską, która znalazła świetne warunki na naszych łąkach i tworzy swego rodzaju monokultury, gdzie nie ma prócz niej żadnych innych roślin – a wraz z roślinami znikają związane z nimi gatunki owadów. Tępienie gatunków inwazyjnych, choć nie należy do przyjemnych zadań, jest często jedynym sposobem, żeby ochronić rodzime gatunki. Ale przysłuchując się wspomnianym na początku dyskusjom, dochodzę do wniosku, że bardzo często w naszej chęci ”kontroli” populacji nie chodzi o żaden brak równowagi, tylko my byśmy chcieli po … Czytaj dalej Obrońca Matki Ziemi? [felieton]