Dlaczego nie można strzelać do chronionych gatunków?

Polska Piastów była jednym z pierwszych krajów w Europie, który wprowadził ochronę gatunkową zagrożonych przez ludzi zwierząt. Książę Bolesław Chrobry wziął pod ochronę bobra i swą pieczą otoczył żeremia. A król Zygmunt Stary w XVI w. do chronionych już bobrów dodał jeszcze łabędzie nieme, sokoły wędrowne, żubry i tury. Tymczasem współcześnie, Minister Środowiska Henryk Kowalczyk daje do zrozumienia, że nie przyswoił lekcji ćwiczonej od początków naszej państwowości. Podczas spotkania z mieszkańcami Mławy 2 lipca 2018 r., Minister powiedział m.in.:
RDOŚ-ie mają sugestię wręcz żeby bardzo chętnie wyrażać zgody na odstrzały zwierząt chronionych gatunkowo (…) Ochrony gatunkowej nie mamy zamiaru zdejmować, bo będzie to konflikt z Europą, ze wszystkimi i tak dalej. Lepiej po prostu robić to małymi krokami, a też skutecznie, czyli wyrażanie zgody na każdy wiosek dotyczący redukcji tych chronionych gatunków zwierząt.
Uważamy słowa Ministra za skandaliczne i źle wróżące ochronie bogactwa przyrodniczego naszego kraju. Obnażają one brak zrozumienia celowości przepisów na straży których stoi Minister Środowiska, jak również brak elementarnej wiedzy naukowej, która powinna leżeć u podstaw zarządzania środowiskiem.
Jakie są obowiązki Ministerstwa Środowiska względem ochrony przyrody?
Resort, którego jedną z głównych kompetencji jest ochrona środowiska, funkcjonuje od 29 marca 1972, kiedy to powołano Ministerstwo Gospodarki Terenowej i Ochrony Środowiska (Dz.U. z 1972 r. Nr 11, poz. 77.) Przez lata nieznacznie zmieniała się nazwa tego organu, jednak od listopada 1990 roku słowo „ochrona” było w niej ciągle obecne (Dz.U. z 1975 r. Nr 16, poz. 90; Dz.U. z 1989 r. Nr 73, poz. 433). Resort stracił „ochronę” w nazwie dopiero 10 listopada 1999 roku – na mocy rozporządzenia Rady Ministrów zmieniono jego nazwę na Ministerstwo Środowiska (Dz.U. z 1999 r. Nr 91, poz. 1017).
Pomimo, że w nazwie Ministerstwa już nie ma „ochrony”, jednym z jego głównych zadań jest mądre zarządzanie zasobami w myśl zrównoważonego rozwoju oraz ochrona tych zasobów (zob. strona Ministerstwa Środowiska, zakładka „o Ministerstwie”, rozdział „Misja”). Zrównoważony rozwój to taki, „(…) w którym potrzeby obecnego pokolenia mogą być zaspokojone bez umniejszania szans przyszłych pokoleń na ich zaspokojenie.” (raport „Nasza Wspólna Przyszłość” Światowej Komisji ds. Środowiska i Rozwoju przy ONZz 1987 r.). Samo pojęcie zrównoważonego rozwoju pochodzi pierwotnie z leśnictwa: oznaczało ono sposób gospodarowania lasem polegający na tym, że wycina się tylko tyle drzew, ile może w to miejsce wyrosnąć, tak, by las nie został nigdy zlikwidowany i trwał w sposób ciągły. Gospodarowanie środowiskiem w myśl zasady zrównoważonego rozwoju oznacza więc takie korzystanie z jego zasobów, by wystarczyło ich nie tylko dla naszego, ale również dla przyszłych pokoleń. Mądre gospodarowanie środowiskiem to również dbanie o przetrwanie gatunków zagrożonych wyginięciem. Zadaniem Ministerstwa Środowiska jest rozpoznanie problemu i nałożenie na gatunki zagrożone różnych form ochrony (czynnej, biernej, gatunkowej, ścisłej itd.). Wypowiadanie przez Ministra Środowiska takich opinii, jak ta ze spotkania z mieszkańcami Mławy, może poddawać w wątpliwość, czy Minister Kowalczyk rozumie zadania i obowiązki jakie ma resort, którym kieruje?
Po co w ogóle chronimy gatunki?
Minister Kowalczyk na spotkaniu w Mławie powiedział, że zniesienie ochrony gatunkowej zwierząt jest niemożliwe, ponieważ „(…) mogłoby to wywołać konflikt z Europą”. Sugerowanie, że to konsekwencje polityczne na forum Unii Europejskiej są powodem, dla którego należy prowadzić ochronę gatunkową, jest pomieszaniem porządków. Unijne regulacje nie są „celem samym w sobie”, ale środkiem do celów, które wynikają z szeregu pobudek naukowych i etycznych.
Gatunki powinniśmy chronić ze względu na dobre funkcjonowanie ekosystemów. Środowisko to olbrzymia i niezwykle skomplikowana sieć powiązań i zależności. Każdy gatunek, który znika, a więc „wypada” ze środowiska, może drastycznie zmienić kierunki i siły wzajemnych oddziaływań między elementami tej sieci, a w efekcie kondycję danego ekosystemu. Ze względu na stopień skomplikowania biologicznych systemów, konsekwencji takich zmian nie potrafimy przewidzieć szczegółowo, nawet przy użyciu najbardziej zaawansowanych zdobyczy współczesnej nauki. Natomiast z dużą dozą pewności możemy oczekiwać, że będą złe. Świadczą o tym dotychczasowe, jakże liczne doświadczenia ludzkości w tym względzie. Nie trzeba być biologiem, aby zdawać sobie sprawę z tego, że każdy skomplikowany system przestanie działać, jeżeli wyjmować z niego będziemy kolejne elementy składowe. W kontekście ekosystemów mówi o tym tzw. teoria wypadających nitów (ang. rivet popping). Jest również rzeczą oczywistą, że naprawa każdego skomplikowanego systemu jest znacznie trudniejsza, niż jego zepsucie. W wielu przypadkach wyginięcie gatunku oznacza brak możliwości zdobycia „części zamiennej” do zepsutego systemu, co może prowadzić do jego nieodwracalnej dezintegracji. Minister środowiska jako jeden z „problematycznych” gatunków wymienił bobry, które mają duże znaczenie w małej retencji wody, a badania z Wigierskiego Parku Narodowego pokazują, że są również ważnym źródłem pożywienia dla wilków (ok. 11% ich diety).
Zmiany spowodowane znikaniem kolejnych gatunków wpływają na nas samych: od ledwo dostrzegalnych jak np. spadek liczebności gatunków ryb morskich na skutek przełowienia (w efekcie na naszych stołach jest coraz mniejszy ich wybór) lub zanieczyszczenia wód powierzchniowych (dziś rzadko jadamy liny, węgorze, sandacze lub raki – niegdyś w Polsce popularne kulinaria), aż do drastycznych, takich jak zanikanie owadów zapylających, bezpośrednio przekładające się na spadek plonów roślin jadalnych.
Gatunki chronimy również z pobudek etycznych, dostrzegając w ich istnieniu wartość czyniącą nasz świat piękniejszym i bardziej różnorodnym, i respektując ich samoistne prawo do egzystencji.
Niedawne szacunki pokazują, że dzikie zwierzęta stanowią dziś jedynie około 3% całkowitej masy wszystkich kręgowców lądowych na Ziemi (pozostałe 97% to my i zwierzęta, które hodujemy). Nasz gatunek doprowadził do zniknięcia ponad 80% biomasy dzikich ssaków, a 70% masy wszystkich ptaków na planecie stanowi obecnie jeden gatunek – kura domowa. Dzikich zwierząt jest obecnie tak mało przez naszą działalność, więc być może powinniśmy wziąć za to odpowiedzialność i zacząć lepiej je chronić?
Dlaczego nie można tak sobie strzelać do chronionych gatunków?
W Polsce występują jedne z najcenniejszych gatunków zwierząt rzadkich w Unii Europejskiej – m.in. łoś, niedźwiedź, ryś, wilk, żubr, żuraw. Wiele z nich jeszcze pod koniec XX w. było zagrożonych wyginięciem na terenie Polski, a na zachodzie kontynentu niektóre zniknęły już w późnym średniowieczu. Ich biologia i ekologia wciąż kryją wiele tajemnic. Na przykład, postulat przywrócenia odstrzału łosia (który, nota bene, nie jest na liście gatunków chronionych, ale ma ustanowione moratorium na polowania) został odrzucony m.in. w wyniku krytyki metod szacowania wielkości jego populacji, które mogą powodować znaczne przeszacowanie pogłowia. Innymi słowy: łosi w Polsce jest prawdopodobnie znacznie mniej, niż wskazują dane, na podstawie których sugerowano przywrócenie odstrzału. Zasada ostrożnego konserwatyzmu nakazuje szczególną wstrzemięźliwość w eliminacji osobników zwierząt rzadkich.
Jako jeden z pierwszych krajów zaczęliśmy chronić i intensywnie badać wilki. Pomysły strzelania do łosi i żubrów cofnięto w obliczu silnego protestu i sprzeciwu Polek i Polaków. To były olbrzymie kroki naprzód, pokazujące, że jako społeczeństwo zaczynamy cenić dziką przyrodę. Gatunki te stały się również rozpoznawalnymi na świecie „markami” Polski: żubr – symbol Puszczy Białowieskiej, wilk i ryś – symbole Bieszczad i Beskidów czy łoś – symbol Doliny Biebrzy. Jednocześnie, badania wskazują, że egzystencja wielu chronionych gatunków w Polsce wciąż ma dość kruche fundamenty. Pomysł „automatycznych” pozwoleń na odstrzał zwierząt z gatunków chronionych jest w oczywisty sposób sprzeczny z potrzebami ich ochrony, w dodatku stanowiąc mylący sygnał, że stan ich populacji jest stabilny.
Konsekwencje słów Ministra
Słowa Ministra o „sugestiach” wydanych RDOŚ-iom aby działały według zasady „pozwól strzelać i nie pytaj” budzą nasz sprzeciw. W dodatku, poza nakreślonymi powyżej negatywnymi konsekwencji przyrodniczymi, stanowią one podkopywanie autorytetu prawa, sugerując, że jest ono uchwalane i wykorzystywane jedynie dla stwarzania pozorów dbałości o nasze wspólne dziedzictwo.
Opracowanie: Alicja Pawelec i Piotr Bentkowski
Konsultacja: Zofia Prokop, Andrzej Mikulski
Mgr Alicja Pawelec jest doktorantką w Zakładzie Hydrobiologii Uniwersytetu Warszawskiego, zajmuje się ekologią ryb gatunków inwazyjnych i ochroną środowiska.
Dr Piotr Bentkowski jest postdokiem w Instytucie Epidemiologii i Zdrowia Publicznego im. Pierre’a Louisa w Paryżu, zajmuje się modelowaniem komputerowym procesów ekologicznych.