Co z tym smogiem?
Duszący, o zapachu kotłowni, czy słodkawo-mdły z wydechów diesli. Chyba wszyscy go znamy: zapach smogu. Jednak wielu naszych rodaków drażni nie smog, ale zauważanie go. Zajrzyjmy na jedną z niedawnych dyskusji w sieci (pisownia oryginalna):
„ jaki smog jedne wielkie oszustwo , tu o kase chodzi a nie o czyste powietrze, w czasach PRL, był przemysł , ludzie palili weglem i drewnem, i smogu nie było…”
Inni problem jednak widzą:
„ty nieuku,porownaj dlugosc zycia np. z Szwedami lub,blizej, niemcami!Co za debil???!!!”
To jak jest naprawdę? Wymysł ekologów i lewaków, zręczna strategia marketingowa, czy wielkie zagrożenie?
Najpierw przyjrzyjmy się przeszłości. Systematycznych pomiarów smogu z czasów PRL nie mamy, ale możemy o nim wnioskować pośrednio. Znacznie większe były emisje przemysłowe, w przypadku pyłów i dwutlenku siarki kilkakrotnie. Emisje z ogrzewania indywidualnego jednak większe są dziś. Znacznie wzrosła liczba domów jednorodzinnych (o ok. 1,5 mln od 1990) i pogorszyło się paliwo. Nawet w PRL nie dopuszczano do spalania odpadów z produkcji węgla – tzw. mułów i flotokoncentratów, obficie emitujących bardzo szkodliwe substancje, w tym rakotwórcze. Ten cywilizacyjny krok wstecz zrobiła ekipa rządząca w 2004 r., aby poprawić wyniki finansowe kopalni. Do tego śmieci. Trudno powiedzieć, czy w PRL skłonność do ich spalania była większa czy mniejsza niż dziś, ale ilość odpadów nieustannie rośnie. Najszybciej takich materiałów, które podczas spalania emitują szczególnie toksyczne związki, czyli tworzyw sztucznych i substancji zawierających chlor. Jeżeli przeanalizujemy też zmiany w transporcie, to dojdziemy do wniosku, że dzisiejszy smog jest prawdopodobnie bardziej szkodliwy niż ten sprzed kilkudziesięciu lat.

Fot. Jerzy Górecki, źródło: https://pixabay.com/pl/smog-dym-spalanie-odpad%C3%B3w-3125312/
Czy mamy jednak pewność, że nam szkodzi? Przecież ludzie jakoś żyli i żyją nadal. Na świecie i w Polsce od lat prowadzone są na ten temat systematyczne badania naukowe, czyli takie, którym można ufać. Ostatnio ten zasób wiedzy powiększa się szczególnie szybko i wnioski nie są wesołe: zanieczyszczenia powietrza są bardziej szkodliwe, niż sądzono jeszcze niedawno. Oto pierwsze z brzegu dane z Polski: odsetek osób z przewlekłą obturacyjną chorobą płuc w Warszawie zawiera się w przedziale 5,1% – 12,3%, podczas gdy u mieszkańców obszarów wiejskich wynosi między 2,0% a 2,6% [1]. Odsetek przedwczesnych zgonów w aglomeracji górnośląskiej – 240 na 100 tys. mieszkańców, przy średnim stężeniu pyłu PM2,5 równym 34 mikrogramy/m3. W Gorzowie Wlkp. odpowiednio – 80 zgonów przy 15 mikrogramach/m3. Te dwie pary liczb pochodzą z pełnego zestawu pokrywającego cały obszar Polski i ukazującego wysoką korelację pomiędzy tymi dwiema wielkościami [2]. Dowody działają też w drugą stronę: np. w Dublinie, gdzie po 1990 r. udało się obniżyć stężenie pyłu o 71%, średnia liczba zgonów obniżyła się o 7%, a średnia liczba zgonów z powodu chorób układu oddechowego lub układu krążenia – o 29% [3]. Na mnie szczególne wrażenie robią wyniki badań przeprowadzonych w Krakowie i potwierdzonych zbliżonymi badaniami z USA. Dzieci, które w okresie prenatalnym narażone były na smog, wykazują (poza innymi niekorzystnymi parametrami) niższą inteligencję, średnio o 3,8 IQ, a z warunków badania wynika, że realnie różnica jest jeszcze większa. Godzimy się na to w epoce, kiedy gospodarka oparta na myśli już puka do naszych bram. Czy będzie miał kto otworzyć?
Straty zdrowotne przekładają się na finansowe. Z oszacowania Europejskiej Agencji Środowiska dla UE wynika, że w Polsce suma strat jest rzędu 150 mld zł rocznie.
Przyjrzyjmy się teraz normom. W komunikatach o stanie powietrza zdarza się radosny zielony kolor oznaczający, że jakość powietrza jest dobra, a nawet bardzo dobra. Często to złudny optymizm. Te oceny opierają się na normach obowiązujących w UE. Jednak wartości zalecane przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) jako graniczne, są często o połowę niższe. Zbliżone do nich wartości obowiązują jako normy w Szwajcarii. W przypadku pyłu WHO zresztą od pewnego czasu ostrzega, że bezpiecznego stężenia pyłu nie ma, pył zawsze może być szkodliwy. Podobnie jest z substancjami rakotwórczymi, których oddziaływania na nasz organizm akumulują się w ciągu całego życia. WHO wartości zalecanych nie podaje dla nich w ogóle, tylko tak zwane wartości referencyjne, przy których ryzyko rozwinięcia się procesu nowotworowego w ciągu całego życia jest znikomo niskie. Przedstawicielem tych substancji w powietrzu jest benzo(a)piren, dla którego UE wyznaczyła normę na poziomie 1 ng/m3, podczas gdy wartość referencyjna WHO jest ośmiokrotnie niższa. W Polsce średnia z pomiarów benzo(a)pirenu ze wszystkich stacji to 6 ng/m3 i jest to wielokrotnie więcej niż w innych krajach UE.
Świat rozwinięty zauważył to zagrożenie już dawno. W Londynie spalanie węgla ograniczono już w XIII w. W drugiej połowie XX w. zaczęto ograniczać smog we wszystkich krajach rozwiniętych. Najpierw redukowano emisje przemysłowe, potem grzewcze, a na końcu transportowe. Dziś walka ze smogiem trwa nadal i nie jest wygrana. Chiny, niedawno uznawane za światowego brudasa i truciciela numer jeden, trzy lata temu wypowiedziały smogowi zdecydowaną wojnę i już mają efekty. Stężenie pyłu w Pekinie spadło o 25%. Paradoks Polski polega na tym, że o ile emisje z przemysłu i energetyki ograniczamy (opornie, w UE jesteśmy maruderem) to w sprawie emisji grzewczych i transportowych na szczeblu centralnym ciągle nie zrobiliśmy prawie nic. Stąd właśnie tegoroczny wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE, stwierdzający naruszenie przez Polskę prawa Unii w tym zakresie. [4].

Źródło: Wikimedia Commons
Co trzeba zrobić? Najlepsze są decyzje administracyjne, które mało kosztują, wśród nich wprowadzenie norm jakości dla paliw stałych. Normy te obowiązują już w kilku województwach, ale z ich przestrzeganiem jest krucho. Na szczeblu krajowym normy te wprowadzono ustawą dopiero w tym roku, ale rozporządzenie Ministra Energii zawiesiło ich obowiązywanie jeszcze na całe dwa lata, tak więc w praktyce zaczną one działać dopiero od sezonu grzewczego 2020/2021. Dalej mamy już kosztowne działania techniczne, przede wszystkim wymiana prymitywnych kotłów zasypowych na gazowe, bądź nowoczesne kotły węglowe. Operacja ta w skali kraju musi kosztować ok. 50 mld zł, ale według moich uproszczonych obliczeń (innych brak) powinna przynieść redukcję łącznego zagrożenia zdrowotnego smogiem aż o ok. 65%, a to z kolei może przynieść roczne oszczędności rzędu 100 mld zł. Pytanie czy to się opłaca staje się więc retoryczne, natomiast pozostaje inne: skąd te 50 mld wziąć? Zapewne złożyć się muszą wszyscy po trochu: budżet państwa, samorządy i właściciele nieruchomości. Od szczegółów mamy polityków, oczywiście tych mądrzejszych. Warto przy okazji obalić pewien mit, który stał się nawet bazą programu rządowego Smog Stop. Otóż inna możliwa operacja – termoizolacja budynków pozwala oszczędzać paliwo i obniża emisję dwutlenku węgla [co również jest niezbędne w świetle aktualnych galopujących zmian klimatu, zob. np. http://naukaoklimacie.pl/aktualnosci/ocieplenie-o-1-5-stopnia-specjalny-raport-ipcc-308 – przyp. red.], ale jako sposób ograniczania smogu jest mało efektywna. Gdybyśmy zamiast wymienić kotły zaizolowali wszystkie wymagające tego budynki to łączne zagrożenie smogiem spadnie tylko o kilkanaście procent, przy koszcie wyższym niż wymiana kotłów. Najlepiej byłoby zrobić jedno i drugie, ale skąd weźmiemy ponad sto miliardów?
To działania techniczne. Jednak bez wielkiej akcji edukacyjnej większość społeczeństwa (a w ślad za nią politycy) na wydanie tych 50 mld po prostu się nie zgodzi, bo po co płacić za walkę z czymś, czego nie ma? A jeżeli je wydamy i zmniejszymy zagrożenie do 35% obecnego stanu, to chcąc pójść dalej, musimy wydać i zrobić jeszcze więcej.
Tych z Państwa, którzy chcieliby dowiedzieć się więcej i znoszą gadające głowy na ekranie, zapraszam na mój wykład „Smog: podstępny zabójca czy histeria?”
Piotr Kleczkowski
Prof. dr hab. inż. Piotr Kleczkowski pracuje na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Specjalizuje się w akustyce, szczególnie w inżynierii dźwięku i percepcji dźwięku przez człowieka, oraz w ochronie środowiska. Jest autorem trzech monografii naukowych z zakresu akustyki i współautorem podręcznika „Ochrona środowiska z analizą jakości powietrza w Krakowie”. Jest aktywistą antysmogowym, a także ekspertem Komisji Europejskiej i przewodniczącym Polskiej Sekcji Audio Engineering Society. W latach 1990-1994 był radnym Miasta Krakowa.
Wcześniejsza wersja powyższego tekstu ukazała się w numerze 5/2018 czasopisma „Nasze Czasopismo.”
Więcej informacji:
[1] Jędrak J., Konduracka E., Badyła A.J., Dąbrowiecki P., Wpływ zanieczyszczeń powietrza na zdrowie, monografia wydana przez Krakowski Alarm Smogowy, Kraków.
[2] Juda-Rezler K., Toczko B. (red.), Pyły drobne w atmosferze. Kompendium wiedzy o zanieczyszczeniu powietrza pyłem zawieszonym w Polsce, Biblioteka Monitoringu Środowiska, Warszawa 2016.
[3] Clancy L., Goodman P. et al., Effect of air-pollution control on death rates in Dublin, Ireland: an intervention study, Lancet, 360(9341), 1210-1214, 2002.