Kłusownicy na tropie gadów i… odkryć naukowych
Czy da się skapitalizować treść fachowej publikacji, nie będąc ani jej autorem – ani nawet naukowcem? Sposób na to, aby w cudzych tekstach znaleźć łatwy zysk, odkryli już handlarze żywym towarem. W ciągu ostatnich dwóch dekad kłusownicy parający się półlegalną – i jawnie przestępczą – sprzedażą gadów zaczęli coraz pilniej śledzić prasę specjalistyczną, biorąc na cel opisywane w niej nowe gatunki jaszczurek, żółwi i węży. Badaczki i badacze ujawniają bowiem w swych artykułach nie tylko opisy takich odkryć, lecz także szczegółowe informacje o ich siedliskach. Tak każe wszak naukowa tradycja.
Proceder pasożytowania przez handlarzy i kolekcjonerów na wynikach prac badawczych opisuje ekolog, wyczynowy sportowiec i dziennikarz śledczy Pavel Toropov w reportażu opublikowanym 26 maja br. na stronach Mongabay.com. Paradoksalnie, to właśnie powszechny dostęp do internetowych źródeł wiedzy przyczynia się – według jego rozmówców – do tego, że nowo odkryte gatunki gadów są narażone na szybsze schwytanie i wykradnięcie ze swych naturalnych środowisk. Stanowi to realne zagrożenie dla bioróżnorodności.
Jak bowiem zauważa Sandra Altherr – współzałożycielka Pro Wildlife, niemieckiej organizacji pozarządowej zajmującej się ochroną przyrody – okazy nowych gatunków są najbardziej pożądane przez kolekcjonerów. To właśnie Niemcy są jej zdaniem „światowym mocarstwem” w handlu gadami. W westfalskim mieście Hamm odbywa się zresztą co kwartał największa międzynarodowa giełda skupiająca ich sprzedawców i kolekcjonerów: Terraristika.
Ofertę sklepów internetowych mających w ofercie żywe gady przebadała zaś wraz ze swoim zespołem Alice Hughes – profesorka Chińskiej Akademii Nauk związana z Tropikalnym Ogrodem Botanicznym w Xishuangbannie. Jak mówi: „Wyniki były przerażające. [Niemal] 4 tys. ich gatunków, czyli 36% wszystkich, jakie istnieją, było dostępnych do nabycia. Wśród nich wiele nowo odkrytych. Zresztą nowość wyraźnie jest dźwignią handlu – na rynku jest już 137 gatunków gadów opisanych dopiero po 2000 roku”.
Zanim jakiś nieznany nam dotychczas gatunek zostanie objęty ochroną konwencji waszyngtońskiej, handlarzom udaje się częstokroć doprowadzić do jego wyginięcia. Aż 21 gatunków uznaje się według Hughes za zanikłe w swoich naturalnych środowiskach wskutek takiej działalności. Pretekstem do niej jest prawnie dozwolona „ochrona w niewoli”, pod której przykrywką kolekcjonerzy sprowadzają zagrożone wyginięciem okazy do swych hodowli. Wbrew czczym deklaracjom nie jest wszakże znany ani jeden przypadek, aby któraś z takich hodowli reintrodukowała w naturalne środowisko „ochroniony” przez siebie gatunek.
Jianhuan Yang, starszy strażnik przyrody w Gospodarstwie i Ogrodzie Botanicznym Kadoorie (Hong Kong), jako pierwszy opisał cztery nowe gatunki gekonów z rodzaju Goniurosaurus zamieszkujące wapienne jaskinie południowych Chin, południowo-wschodniej Azji oraz Japonię. Jako że rychło po jego odkryciu gekony te pojawiły się w ofercie internetowych sklepów dla „hobbystów”, Yang postanowił – przedstawiając w 2015 roku na łamach czasopisma Zootaxa kolejny ich gatunek – nie ujawniać tym razem informacji o miejscu jego występowania.
Po tej kontrowersyjnej decyzji przyszło mu zmierzyć się ze sprzeciwem starszych kolegów po fachu. Badaczowi zarzucono sprzeniewierzenie się akademickim obyczajom i złamanie zasady transparentności. Zdaniem Yanga sytuacja jest jednak na tyle poważna, że dostępność danych lokalizacyjnych (przynajmniej tych, które dotyczą zwierząt mających wysoką wartość rynkową) powinno się ograniczyć do naukowców i agencji rządowych.
Czy kompromis uratuje jednak życie odkrywanych przez naukowców istot? Pavel Toropov sugeruje, że również i takie środki ostrożności, jakie proponuje Yang, bywają niewystarczające. Na przykład endemiczny gekon z Takou (Gekko takouensis) został odkryty w centralnym Wietnamie w 2021 roku; w tym samym roku mogli go już kupić chętni zbieracze. Gatunek jaszczurki z rodziny scynkowatych, endemiczny scynk Eumeces persicus, po tym, jak po raz pierwszy znaleziono go w 2017 roku w Iranie, trafił na sprzedaż w ciągu trzech miesięcy. Odkryta w 2011 roku endemiczna żmija ze wschodniej Tanzanii (Atheris matildae) wzbudziła niedawno sensację, trafiając na czołówki wiadomości w popularnych mediach na świecie jako rzadki gatunek nadrzewnego węża. Pomimo tego, że z rozmysłem nie podano wówczas do publicznej wiadomości dokładnego położenia jej siedlisk, żmiję można już kupić przez internet za raptem 500 euro.
Skrót artykułu na podstawie własnego tłumaczenia sporządził Bogusław Wajzer.
Bogusław Wajzer: dydaktyk oraz pracownik administracyjny na Uniwersytecie Jagiellońskim. Polonista z wykształcenia i z zawodu, zaś z zamiłowania popularyzator nauki. W „Nauce dla Przyrody” znalazł się z przekonania. Dziczeje, pracując w słowach, a w każdej wolnej chwili – idzie w las.
Recenzja – zespół redakcyjny Nauki dla Przyrody