O Przyrodzie Niepodległej: źródła, korzenie i ziarna polskości
Polska przyroda jak krwiobieg przenika naszą kulturę i historię, od zarania do współczesności. W naszym godle od tysiąclecia gnieździ się piękny drapieżny ptak, a w rodzimych krajobrazach – „rozciągnionych” (jak napisałby Mickiewicz) między przesuwającymi się przez wieki w różnych kierunkach niewidzialnymi nitkami granic naszej ojczyzny, inspirujących najwspanialsze dzieła narodowej literatury i sztuki, nierozerwalnie związanych z ojczystą tradycją i poczuciem bycia u siebie w domu, stanowiących przedmiot najdotkliwszej tęsknoty tułaczy – tkwią źródła, korzenie i ziarna samej polskości. I o tym właśnie chcemy opowiedzieć: o znanych i nieznanych skarbach rodzimej przyrody, o ludziach, którzy ją badali, tłumaczyli, i chronili, o dziełach sztuki, których inspiracją była fascynacja naturą… Chcemy pokazać, jak wielokrotnie w naszej historii przyroda była przestrzenią wolności, jak zachwyt i dbałość o nią wiązały się z działalnością patriotyczną, a także – łączyły ludzi ponad podziałami politycznymi i światopoglądowymi. Poniższym tekstem otwieramy cykl opowieści o Przyrodzie Niepodległej.

Bielik. Fot. Dariusz Świtała.
Kultura narodów nie powstaje w próżni. Wyrasta nie tylko w otoczeniu sąsiadów, ale także, a może przede wszystkim, na gruncie lokalnej przyrody. Jako „koronny” symbol naszej narodowej wspólnoty, w polskim godle gnieździ się piękny drapieżny ptak (z ornitologicznego punktu widzenia najbliżej mu do bielika), a rodzime krajobrazy – puszcze i pustkowia, góry i Bałtyk, rzeki i jeziora, łąki i pastwiska – z wplecionymi w tę żywą tkankę wsiami, drogami i miastami – inspirowały najwspanialsze dzieła literatury i sztuki. Nierozerwalnie związane z ojczystą tradycją, rodziną, przodkami, całymi społecznościami – słowem, z poczuciem bycia u siebie, w domu, były też przedmiotem najdotkliwszej tęsknoty tułaczy. Przebywający na wygnaniu poeci wspominali swojskie strony i ich mieszkańców – ludzi, rośliny i zwierzęta.
Do kraju tego, gdzie winą jest dużą
Popsować gniazdo na gruszy bocianie,
Bo wszystkim służą…
Tęskno mi, Panie…
– pisze Norwid, a Słowacki, na widok bocianów lecących “długim szeregiem” nad pięknym, ale z dala od rodzinnej ziemi położonym “wielkiem morzem,” wyznaje:
Żem je znał kiedyś na polskim ugorze,
Smutno mi, Boże!

Józef Chełmoński, „Bociany.” Źródło: Wikipedia.
Mickiewicz w Inwokacji do “Pana Tadeusza” kreśli zachowane w pamięci kolory i kształty macierzystej Litwy, „bliźniaczki” Polski w podzielonej przez zaborców Rzeczpospolitej Obojga Narodów:
“…przenoś moją duszę utęsknioną
Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych,
Szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych”
…a w dalszej części epopei zwraca się wprost do ojczystych drzew, z mieszaniną czci, podziwu i przyjacielskiej czułości:
Rówienniki litewskich wielkich kniaziów, drzewa
Białowieży, Świtezi, Ponar, Kuszelewa! (…)
Drzewa moje ojczyste! jeśli Niebo zdarzy,
Bym wrócił was oglądać, przyjaciele starzy,
Czyli was znajdę jeszcze? czy dotąd żyjecie?
Wy, koło których niegdyś pełzałem jak dziecię…
(…)
Pomniki nasze! ileż co rok was pożera
Kupiecka lub rządowa, moskiewska siekiera!
Nie zostawia przytułku ni leśnym śpiewakom,
Ni wieszczom, którym cień wasz tak miły jak ptakom.
Wszak lipa czarnolaska, na głos Jana czuła,
Tyle rymów natchnęła! Wszak ów dąb gaduła
Kozackiemu wieszczowi tyle cudów śpiewa!
Ja ileż wam winienem, o domowe drzewa!

„Rówienniki litewskich wielkich kniaziów, drzewa Białowieży, Świtezi, Ponar, Kuszelewa!” – pisał Mickiewicz w „Panu Tadeuszu”. Na zdjęciu dęby w Puszczy Białowieskiej, fot. Karol Zub.
W wydanym pół wieku później „Latarniku” Sienkiewicza, uważanym za jedno z arcydzieł polskiej nowelistyki, lektura mickiewiczowskiej Inwokacji wyzwala u bohatera-wygnańca falę wspomnień i tęsknoty za utraconą ojczyzną:
Zaszumiały mu w uszach lasy sosnowe, zabełkotały rzeki rodzinne. Widzi wszystko, jak było. Wszystko go pyta: „Pamiętasz?”. On pamięta! A zresztą widzi: pola przestronne, miedze, łąki, lasy i wioski. (…) wieś, jakby ją wczoraj opuścił: szereg chałup ze światełkami w oknach, grobla, młyn, dwa stawy podane ku sobie i brzmiące całą noc chórami żab. (…) Godziny wloką się leniwo, wreszcie światła gasną; teraz, jak okiem sięgnąć, mgła i mgła nieprzejrzana: opar widocznie podnosi się z łąk i obejmuje świat cały białawym tumanem. Rzekłbyś: zupełnie ocean. Ale to łąki: rychło czekać, jak derkacz ozwie się w ciemności i bąki zahuczą po trzcinach. Noc jest spokojna i chłodna, prawdziwie polska noc! W oddali bór sosnowy szumi bez wiatru… Jak fala morska. Wkrótce świtanie wschód ubieli: jakoż i kury pieją już w zapłociach. Jeden drugiemu podaje głos z chaty do chaty; wraz i żurawie krzyczą już gdzieś z wysoka (…) Jaka ta ziemia kochana, śliczna w różowych blaskach jutrzni! Oj, jedyna, jedyna!
Natura od wieków bywała też dla wielu Polaków i Polek symbolem wolności, a w trudnych czasach – ostoją i ratunkiem przed rozpaczą. W ponurych latach II wojny światowej, udręczeni rozgrywającym się wokół historycznym kataklizmem poeci szukali oparcia i pocieszenia w potędze i surowym spokoju tatrzańskich szczytów, w wędrówkach wśród traw, w sile życia wyrastającego ze śmierci.
…pokłoń się Tatrom,
Tam myślą się zatrzymaj. Drzemią na kształt matron
O suchych, orlich twarzach… Matron nietykalnych!
Spokojne pośród wichrów orawskich czy halnych,
Trwają, obce nizinom. (…)
Kędy sięgniesz wzrokiem,
Niewoli nie dostrzeżesz. Progi za wysokie…
(Maria Jasnorzewska-Pawlikowska, „Ucieczka w Tatry”)
Nie płacz, zawsze jeszcze zostanie
tabun drzew niby masztów ze złota,
jeszcze pragnień w powietrzu śpiewanie,
jeszcze w trawach wędrówka zostanie
albo grób – z niego jodłą wyfruniesz.(Krzysztof Kamil Baczyński, „Wesele poety”)
Obiekt tęsknoty, symbol wolności, źródło pociechy… wśród wątków podniosłych i nostalgicznych warto nie zapomnieć, że przyroda to też niewyczerpane źródło przeżyć bardzo radosnych, głębokiego szczęścia, zadziwienia nad niezwykłością świata, odkrywania naszego własnego „miejsca w rodzinie wszystkich rzeczy” (tu w drodze wyjątku przemyciliśmy cytat zza Atlantyku – od amerykańskiej poetki Mary Oliver). Przez wieki, te przeżycia i refleksje odcisnęły liczne ślady w naszej literaturze. Kochanowski, któremu serce wzrastało na widok budzącej się po zimie przyrody, nie mógł się nachwalić jak
Polne łąki pięknie zakwitnęły; (…)
Zboża wstały, wiatr zachodny wieje;
Ptacy sobie gniazda omyślają,
A przede dniem śpiewać poczynają
Bliżej dzisiejszej daty, mniej więcej sto lat temu, w malinowym chruśniaku
Bąk złośnik huczał basem, jakby straszył kwiaty,
Rdzawe guzy na słońcu wygrzewał liść chory,
Złachmaniałych pajęczyn skrzyły się wisiory,
I szedł tyłem na grzbiecie jakiś żuk kosmaty.
… a Bolesław Leśmian z ukochaną, szepcząc, zapodziani po głowy przed ciekawym wzrokiem, zrywali świeżo dojrzałe owoce.
Kilkadziesiąt lat później, Konstanty Ildefons Gałczyński wchodząc do lasu, gubi po drodze własny wiek
i gdy człowiek wejdzie w las, to nie wie,
czy ma lat pięćdziesiąt, czy dziewięć
a ks. Jan Twardowski Przestrzega
Poziomka punktualna zawsze w połowie czerwca
gawron doświadczony odlatuje na zachód
storczyk obuwik trepek królewny
grzyb zajączek i świniak (…)
w październiku brązowe podgrzybkiNie klnij do ciężkiej cholery
bo świat niebrzydki

„Trepek królewny” – obuwik. Fot. Magdalena Zagalska-Neubauer.
U schyłku XX-go stulecia, Andrzej Stasiuk i Małgorzata Musierowicz, każde na swój sposób, kreślą słowami ulotne, a zarazem przejmujące do samego środka kości doświadczenie splatania się, przenikania ludzkich spraw i sił Natury. Stasiuk chodzi po chylącej się ku upadkowi łemkowskiej cerkwi w Czarnem, opuszczonej po wysiedleniu mieszkańców dawnej wsi.
Czasami wąskimi schodami wchodziłem na strych. (…) W miejscu, gdzie kiedyś wisiały dzwony, gnieździł się puszczyk. Jego nocne pohukiwanie stawiało pod znakiem zapytania realność istnienia świątyni. W pogodne księżycowe noce kopułki wyraźnie odcinały się na tle nieba. Nad koronami dębów i jesionów górowały żeliwne kute krzyże, ale cisza bezludnej doliny, bezruch i ciemność sprawiały, że materia drzew i krzyży wydawała się tożsama. Zupełnie tak, jakby cerkiew została z powrotem zagarnięta przez naturę, z której dwieście lat temu ją wydobyto.
W powieści Musierowicz, bohaterka stoi w lesie po czerwcowej burzy –
Słychać było, jak z gęstych, kosmatych łap świerków kapie woda. Wilga odezwała się nieśmiało, a zaraz druga odpowiedziała jej czułym, słodkim gwizdem. Gdzieś w głębi lasu zwięzła seria uderzeń naznaczyła miejsce pobytu dzięcioła. I wszystko było harmonią- wszystkie śpiewy ptasie i przeloty, zdarzenia, zapachy i dźwięki, parowanie wilgoci i ruch wiatru, ciepło i chłód- wszystko oddziaływało na siebie nawzajem (…), wszystko było czemuś do czegoś potrzebne. (…)
Pomyślała, że już nigdy nie poczuje się sama. Zawsze będzie wiedziała, że jest objęta tą wielką, misterną siatką i że należy do tego świata tak samo jak trawa czy ptak.
A teraz mamy już wiek dwudziesty pierwszy. Urszula Zajączkowska, laureatka nagrody Kościelskich z 2017 roku, z zawodu, zresztą, botaniczka, notuje:
pod dębem leży tysiące śpiących w twardych łupinach wyposażonych w materię
na zimę
wiosnę
i tylko całkiem ewentualny liść.
z żółtka w skorupie powstanie krew, pióra i oczy,
a dżdżownicy skrawek
zawsze w dżdżownicę się odrodzi
więc wygląda na to
że na minimum
na oby tylko
i na powinno wystarczyć
to tu
tylko ja
Dużo tych cytatów? Ale to tylko kropelka w morzu tysięcy, które można by tu przywołać. Nie chcąc rozpisywać się bez końca, pominęliśmy tutaj Franciszka Karpińskiego i Elizę Orzeszkową, Jana Kasprowicza i Kazimierza Przerwę-Tetmajera, Stefana Żeromskiego, Tadeusza Nowaka i Edwarda Stachurę, Wisławę Szymborską i Czesława Miłosza, Agnieszkę Osiecką, Olgę Tokarczuk i tyle innych wspaniałych piór (i klawiatur)…

Karta z „Zielnika” Stanisława Wyspiańskiego. Źródło: Wikimedia Commons.
A tu jeszcze pretensje w sprawie pobieżnego tylko potraktowania mogliby zgłosić przedstawiciele innych dziedzin sztuki, na przykład Wyspiański („jak ja lubię wśród tych kwiatów siedzieć. Malwy, dziewanny co to za cudne rośliny, jakie to strzeliste kształtów pędy, jakie to żywe, rozmowne kwiaty” – pisał w liście do Lucjana Rydla, i zapełniał ich podobiznami m.in. karty swojego „zielnika” i ściany kościoła franciszkanów w Krakowie), Grottger, Wyczółkowski, i wielu, wielu innych. A także – długie pokolenia polskich chłopów, którym (poza bardzo nielicznymi) nie dane było kształcić się w sztukach wysokich; dla których za to natura – rośliny, zwierzęta, cykle pór roku – była nieodłączną częścią życia codziennego, kultury i obrzędów, o czym pięknie pisała prof. Anna Zadrożyńska m.in. w „Świętowaniach polskich” i „Zielniku świętowań polskich.” Historia naszego kraju pełna jest też „Panów (i Pań) od przyrody” – jak mógłby nazwać ich Zbigniew Herbert – ludzi, którzy przyrodę badali, dokumentowali, „tłumaczyli jej język na ludzki,” zabiegali o jej poszanowanie i ochronę.
Polska przyroda jak krwiobieg przenika naszą kulturę i historię, od zarania do współczesności. W krajobrazach „rozciągnionych” (jak napisałby Mickiewicz) między przesuwającymi się przez wieki w różnych kierunkach niewidzialnymi nitkami granic naszej ojczyzny, tkwią źródła, korzenie i ziarna samej polskości. I o tym chcemy opowiedzieć: o różnych skarbach rodzimej przyrody (tych znanych i tych mniej znanych), o Polek i Polaków zawiłych i bliskich z nią relacjach, o rozmaitych dziełach sztuki, których inspiracją była fascynacja naturą, wreszcie o historii badań przyrodniczych i ochrony przyrody w Polsce. Chcemy pokazać, jak wielokrotnie w naszej historii przyroda była przestrzenią wolności, jak zachwyt i dbałość o nią wiązały się z działalnością patriotyczną, a także – łączyły ludzi ponad podziałami politycznymi i światopoglądowymi.
Mamy nadzieję, że przygotowywany przez nas cykl opowieści o Przyrodzie Niepodległej – którego pierwszą jaskółką jest niniejszy tekst – zainspiruje czytelników do tego, by dostrzegli w poszanowaniu i pielęgnowaniu naszego naturalnego dziedzictwa jeden z przejawów patriotyzmu, potrzebny dzisiaj nie mniej niż przed stu i więcej laty. A nawet – znacznie bardziej… ale o tym innym razem.

Cecylia Malik „Obrazy z Lasu Łęgowego.” Fot. Piotr Dziurdzia
Tekst: Zofia Prokop.
Pomoc i konsultacje: Justyna Kierat, Konrad Malec, Maja Dobkowska, Andrzej Bobiec, Magdalena Jarzębowska
Ten artykuł można bezpłatnie przedrukować (z podaniem źródła) – prosimy tylko o wysłanie wiadomości z linkiem do przedruku na adres zofia.prokop<małpa>uj.edu.pl
Dr. hab. Zofia Prokop jest współzałożycielką i jedną z koordynatorek Nauki dla Przyrody. Pracuje w Instytucie Nauk o Środowisku na Wydziale Biologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Naukowo zajmuje się badaniem procesów kształtujących różnorodność życia na Ziemi, a od niedawna również – czynników zagrażających tej różnorodności. We wczesnej młodości chciała zostać polonistką; zamiłowanie do piękna słowa pisanego pozostało jej do dziś. Najbardziej ze wszystkiego lubi jednak siedzieć na łące, w lesie, albo nad wodą i gapić się na otaczające ją zielone, skrzydlate, czworonożne, sześcionożne, ośmionożne i pełzające stworzenia, zajęte własnymi sprawami.