Ważne

Owady, jeść czy nie – czyli walka o nasze talerze

Na początek parę statystyk dotyczących żywności. W skali globalnej około w 1/3 jest ona marnowana na różnych etapach: wytwarzania, przetwarzania, transportu, magazynowania, czy też w gospodarstwach domowych. W Polsce ta ostatnia składowa to aż 60% całkowitego marnowania, wynoszącego 4.8 mln ton (np. tutaj). Aż 77% procent powierzchni rolnych jest przeznaczana na chów zwierząt (pastwiska, uprawy paszy), ale mięso, nabiał i jaja zaspokajają zaledwie 17% zapotrzebowania energetycznego całej ludzkości. Rośnie liczba osób z dużą nadwagą (BMI ≥ 25) oraz otyłych (BMI > 30), szacuje się, że w roku  2035 takie osoby na całym świecie będą stanowić ponad 50% całej populacji. Oznacza to, że większość z nich spożywa za dużo pokarmu, czyli na przykład cukru i tłuszczu, które to produkty pochodzą z niepotrzebnych upraw i hodowli. Osobną kwestią jest to, dlaczego tak się dzieje –  ale wystarczy popatrzeć na dostępność i wszechobecne reklamy słodzonych napojów, słodyczy, mięsa, w tym pochodzącego ze świń i zawierającego najwięcej tłuszczu, żeby zrozumieć choć część powodów. Niemniej jednak, już po tym krótkim podsumowaniu widać, że w skali globalnej wytwarzany jest nadmiar żywności (FAO podaje, że wystarczyłoby jej do wykarmienia 12 mld osób). Problemem jest organizacja jej wytwarzania i dystrybucja.

Te statystyki są konieczne, by zrozumieć czy naprawdę sensowne jest dodawanie kolejnego produktu do naszej diety. Artykuł ten powstaje w czasie prawdziwej awantury w Polsce o jedzenie lub nie owadów, czy też, jak można to przeczytać i usłyszeć „robaków”, którą rozpoczęło wydanie przez Unię Europejską pozwolenia na stosowanie mączki ze świerszczy jako pożywienia dla ludzi. Miałoby to prowadzić do zastąpienia owadami mięsa z kręgowców, np. krów, świń czy też kur. Padają głosy o zmuszaniu do zastępowania np. przysłowiowego „schabowego” „robakami”. Nie będę komentować samej dyskusji, myślę, że najwięcej w niej antagonizowania osób różniących się poglądami politycznymi, tym bardziej, że już od 2021r. jest dopuszczona do obrotu mączka z larw mącznika (Tenebrio molitor). Moim zdaniem ważniejsza jest odpowiedź na pytanie o sensowność żywienia się owadami w naszej, ciągle jednak stosunkowo chłodnej, strefie klimatu umiarkowanego.

Jednym z argumentów za jedzeniem owadów jest konieczność ograniczenia chowu zwierząt kręgowych jako źródła gazów cieplarnianych. Tylko czy naprawdę konieczna jest do tego zmiana rodzaju zjadanych zwierząt? W Europie i w innych bogatszych regionach, takich jak Ameryka Północna, czy też Australia konsumpcja mięsa (również nabiału i jaj), jest zbyt wysoka i przekracza zalecane przez dietetyków 20 kg rocznie (w Polsce obecnie około 70 kg rocznie). Większość mięsa, jaj i nabiału jest konsumowana, ale i marnowana na różne sposoby właśnie w bogatych regionach i również w nich obserwujemy wspominaną „epidemię otyłości” (np. tutaj więcej szczegółów). Dlatego też pierwszym krokiem powinno być maksymalne zmniejszenie liczby hodowanych zwierząt, choćby przez zaprzestanie budowania kolejnych ferm przemysłowych i zamykanie już powstałych (tutaj więcej o fermach). Kolejnymi krokami, co oczywiste, powinno zakończenie marnowania żywności oraz zmiana diety na zdrowszą – nie tylko zawierającą mniej mięsa, nabiału i jaj, ale i cukrów i tłuszczy wytwarzanych z roślin. Działania te byłyby z pożytkiem nie tylko dla naszego zdrowia, ale i naszej Planety. Wystarczy chwila refleksji, żeby zauważyć, ile terenów, które teraz są marnowane pod wytwarzanie nadmiarowej żywności, mogłybyśmy zwrócić dzikiej przyrodzie!

Wracając do owadów: tak, są one pokarmem w wielu krajach, szacuje się, że dla około 2 mld osób są one składnikiem diety. Należy jednak zwrócić uwagę, jakie są to regiony: Afryka, Azja Południowo Wschodnia, czy też Ameryka Południowa, czyli regiony o klimacie tropikalnym lub subtropikalnym, gdzie dzikie, jadalne gatunki owadów są dostępne przez cały rok. Część jest hodowana, ale nie zmienia to faktu, że do takiej hodowli nie są potrzebne nakłady energetyczne na utrzymanie stałej, wysokiej temperatury, czy też odpowiedniego fotoperiodu. W naszej strefie klimatycznej szczyt liczebności owadów przypada na zaledwie parę miesięcy letnich (czerwiec – wrzesień). Co więcej, do rozważanych na pożywienie dla ludzi (ale i na paszę dla kręgowców) gatunków należą np. ciepłolubne, rozmnażające się przez cały rok świerszcze czy też wspominane mączniki. Tutaj warto przywołać jeden z argumentów za zastąpieniem kręgowców owadami, jakim są niższe koszty uzyskania większych przyrostów masy ciała. Wynika to z tego, że owady są zwierzętami ektotermicznymi, czyli nie zużywają energii na regulację temperatury ciała i w dużym uproszczeniu regulują ją behawioralnie np. poprzez wygrzewanie się na słońcu. Natomiast zwierzęta endotermiczne posiadają mechanizmy biochemiczne i fizjologiczne pozwalające na regulowanie temperatury ciała, co wprawdzie uniezależnia je w dużym stopniu od temperatury otoczenia, ale jednocześnie wymaga nakładów energii pochodzącej z pokarmu. Oznacza to, że mniej energii z pokarmu mogą przeznaczyć na produkcję własnych tkanek oraz tkanek potomstwa i w związku z tym, potrzebują więcej energii na przyrost jednostki masy niż zwierzęta ektotermiczne. W konsekwencji, większość owadów efektywniej przetwarza energię z pokarmu na produkcję własnych tkanek ciała czy też potomstwa. Są oczywiście gatunki owadów, które potrafią dzięki pracy mięśni podnieść temperaturę ciała – jak choćby trzmiele rozgrzewające ciało pracą mięśni skrzydeł (co oczywiście jest kosztowne energetycznie). Ale do hodowli głównie są rozpatrywane wspominane już gatunki takie jak świerszcze i mączniki, które wprawdzie nie zużywają energii pochodzącej z pokarmu na utrzymanie wysokiej temperatury ciała, ale jednocześnie trzeba im zapewnić stosunkowo wysoką temperaturę otoczenia, by utrzymać szybkie przyrosty masy oraz reprodukcję. Nie znam dokładnych kalkulacji na temat tego, czy faktycznie w naszym klimacie bardziej opłacalna energetycznie jest hodowla ciepłolubnych gatunków owadów niż kręgowców. Ale tak, czy inaczej, do ich hodowli konieczne byłoby postawienie ogrzewanych budynków, ze sztucznym oświetleniem zapewniającym właściwy fotoperiod, a wszystkie te działania wymagają nakładów energetycznych. Oczywiście, również kręgowce są często chowane w budynkach, ale raz, że znamy rasy świń (np. mangalica), czy też krów (np. jersey), które mogą być trzymane na świeżym powietrzu praktycznie przez cały rok, a budynki, w których od czasu do czasu przebywają nie wymagają np. ogrzewania. A dwa – w całej dyskusji wokół owadów nie słychać głosów, że owady zastąpią kręgowce w już istniejących fermach zwierząt kręgowych. Podobnie zresztą z argumentem dotyczącym karmienia owadów resztkami żywności. Praktycznie przez całą historię rolnictwa pokarmem hodowanych zwierząt były również resztki ludzkiej żywności, czy też pozostałości poplonowe, albo rośliny niejadalne dla człowieka. Dopiero przez ostatnie 200 lat, postępujące uprzemysłowienie rolnictwa doprowadziło nie tylko do rozerwania chowu zwierząt od upraw roślin, ale również do zmiany ich pokarmu na specjalnie dla nich uprawiane i wytwarzane pasze.

Osobną kwestią jest etyka takich hodowli: w jaki sposób owady będą chowane i zabijane? Okrutne traktowanie zwierząt kręgowych na fermach przemysłowych raczej nie pozostawia złudzeń, że akurat owadom zapewni się jakikolwiek dobrostan. Można oczywiście spekulować, czy owady czują, ale wiemy na pewno, że potrafią się np. uczyć od swoich współtowarzyszy, czy też bawić się, dodatkowo, trudno założyć, że zwierzęta o tak wysoce rozwiniętym systemie nerwowym nie odczuwają cierpienia i bólu. Tak, czy inaczej, nie tylko ja uważam, że gdzieś z postępem cywilizacji straciliśmy szacunek dla żywych istot, obojętne czy zwierząt, czy roślin, które zjadamy – czego wyrazem jest łatwość, z jaką wyrzucamy żywność z nich wytworzoną. Czy podobny los spotka mączkę z owadów?

W mojej opinii proponowanie w naszej strefie klimatycznej owadów na pokarm przypomina inne, również niepotrzebne „nowinki” technologii żywności, jak choćby mięso z in vitro. Po prostu, jak wspominałam powyżej – łatwiejsze, szybsze, tańsze, zdrowsze i z większą troską o przyrodę byłoby podjęcie kroków do maksymalnego ograniczenia chowu zwierząt kręgowych, ograniczenia marnowania żywności oraz zmiany diety na zawierająca nie tylko mniej mięsa, ale i cukrów i tłuszczy. Bez tych kroków ani żywność z owadów, ani ta z probówki nie zagwarantuje bezpieczeństwa żywnościowego i zminimalizowania wpływu rolnictwa na klimat i bioróżnorodność. Kolejnym krokiem powinien być powrót do lokalnego i sezonowego wytwarzania żywności z dodatkiem najnowszej wiedzy biologicznej i społecznej, co jest podstawą agroekologii. Ale to już temat na osobny artykuł (co nieco o tym można przeczytać tutaj).

Tekst ukazał się pierwotnie na stronie Nauka UJ, link tutaj


Dr. hab. Paulina Kramarz, profesora nadzwyczajna Uniwersytetu Jagiellońskiego w Instytucie Nauk o Środowisku, jest współautorką publikacji dotyczących ekologii bezkręgowców lądowych, z czego część dotyczy ekotoksykologii, upraw GMO oraz biologicznej ochrony upraw. Obecnie zajmuje się przede wszystkim aspektami ewolucyjnymi i ekologicznymi fizjologii owadów oraz popularyzacją nauki. Współpracuje z organizacjami pozarządowymi oraz ruchami oddolnymi. Współtworzy Naukę dla Przyrody. Jest też członkinią Rady Klimatycznej Uniwersytetu Jagiellońskiego.