Ważne

Pestycydy: trzymajmy się faktów

Kruszczyca złotawka. Fot. Tomasz Kowalczyk

Na popularno-naukowym blogu To tylko teoria zamieszczone zostały teksty omawiające problem masowego stosowania pestycydów oraz ich wpływu na ekosystemy (pełny tekst tutaj oraz tutaj). Podobnie jak wiele innych kwestii związanych z ochroną przyrody i środowiska, temat pestycydów budzi wiele kontrowersji i mnóstwo nieporozumień. W ciągu najbliższych kilku miesięcy postaramy się na stronie Nauki dla Przyrody „rozpakować” choć część z nich, przedstawiając stanowisko naukowców badających oddziaływanie pestycydów na różne grupy organizmów, całe ekosystemy, a także nasze własne zdrowie i bezpieczeństwo żywnościowe. Tym razem o skomentowanie tekstów  poprosiliśmy ekotoksykologów z Instytutu Ochrony Przyrody PAN i Instytutu Nauk o Środowisku UJ: dr hab. Agnieszkę Bednarską, prof. PAN i prof. dr hab. Ryszarda Laskowskiego.

Bardzo cenimy sobie wszelkie wysiłki podejmowane w celu obalania wszechobecnych mitów i guseł, biorących się z reguły z niezrozumienia świata, z niewiedzy i z powszechnej skłonności do szukania dróg na skróty. Taką funkcję edukacyjną próbuje pełnić blog „To tylko teoria” prowadzony przez p. Łukasza Sakowskiego; i na ogół nie najgorzej to autorowi wychodzi [przyp. red.: patrz np. niedawny tekst „Czas pożegnać modę na bycie eko?”]. Tym razem jednak poczuliśmy się w obowiązku do skomentowania kilku tez, jakie pojawiły się tam w artykułach „Fakty i mity o pestycydach” oraz „Pestycydy. Czy są bezpieczne?”. W większości to całkiem solidne, popularno-naukowe opracowania; rzeklibyśmy nad podziw porządnie zrobione jak na kogoś, kto przecież nie jest fachowcem od pestycydów. Niestety w paru miejscach autor minął się z prawdą, a kilka tez wymaga przynajmniej krótkiego wyjaśnienia. Poniżej ustosunkowaliśmy się do nich.

Współczesne insektycydy i herbicydy działają wybiórczo, nie zabijając wszystkiego „jak leci”. To, niestety, nieprawda. Naprawdę selektywne pestycydy, czyli takie, które zabijałyby wyłącznie szkodniki*, w zasadzie nie istnieją. Są wprawdzie np. insektycydy, które działają na produkcję hormonu juwenilnego u owadów i w tym przypadku można uznać, że ich działanie rozciąga się „wyłącznie” na stawonogi, ale trudno to nazwać prawdziwą selektywnością. Zasadniczy problem polega jednak na tym, że znakomita większość pestycydów nie jest nawet tak selektywna: herbicydy niszczą, w zależności od potrzeb, albo rośliny dwuliścienne (wszystkie!), albo jednoliścienne (wszystkie!) – tylko taką selektywność udało się osiągnąć. Ogromna większość insektycydów natomiast, to środki oddziałujące na układ nerwowy – ten zaś, jak powinien wiedzieć już uczeń szkoły średniej, jest pod względem mechanizmu działania (na poziomie komórkowym) praktycznie identyczny u wszystkich zwierząt, które go posiadają (gwoli przypomnienia: my także tu należymy). Jeśli więc pyretroidy, rotenoidy, neonikotynoidy czy pestycydy fosforoorganiczne i chloroorganiczne działają na układ nerwowy owadów-szkodników, to w taki sam sposób działają na układ nerwowy pszczoły, trzyszcza polnego, pazia królowej, żaby, nietoperza, skowronka i nasz. Stosowanie pestycydów jest więc tak naprawdę ciągłym poszukiwaniem jakiegoś akceptowalnego kompromisu między kosztami środowiskowymi i zdrowotnymi a koniecznością zapewnienia wysokiej produkcji rolnej. Wszystkie procedury, które całkiem nieźle autor opisał w artykule „Pestycydy. Czy są bezpieczne?” temu właśnie służą.

Teza, że stosowanie pestycydów „przekłada się pośrednio na ochronę bioróżnorodności” jest mocno naciągana. Owszem, jest tu ziarnko prawdy – być może faktycznie bez stosowania pestycydów już teraz musielibyśmy przeznaczyć pod uprawy znacznie większy areał, żeby wyżywić ponad siedem miliardów ludzi. Sprawa nie jest jednak tak jednoznaczna. Być może zamiast przeznaczać większy areał na uprawy wystarczyłoby marnować mniej żywności oraz znacząco zmniejszyć udział produktów mięsnych w naszej diecie (i bynajmniej nie namawiamy tu nikogo do wegetarianizmu – sami jesteśmy mięsożerni, ale drobna regulacja cenami mogłaby zmienić nasze nawyki żywieniowe na korzystniejsze dla środowiska; więcej na ten temat – zob. np. niedawny artykuł w „Science” [1] lub jego popularnonaukowe opracowanie tutaj).

Wracając jednak do omawianej tezy: niestety jak na razie mamy tylko dowody na to, że pestycydy zmniejszają, a nie zwiększają bioróżnorodność (patrz bibliografia na końcu). Faktem bezspornym jest ciągnący się już od kilkudziesięciu lat spadek różnorodności i liczebności owadów i ptaków terenów otwartych (czyli nie tych, które są mieszkańcami lasów). Czy to wyłącznie skutek stosowania insektycydów? Niemal na pewno nie – swoje dołożyła fragmentacja siedlisk, przechodzenie na przemysłowe uprawy wielkoobszarowe, ogólna chemizacja środowiska czy nawet obłęd kosiarkowy (jak nazywamy dziwaczną modę, by zamiast kwiatów mieć przed domami i w miejskich parkach coś na kształt pola golfowego). Jednak większość badań wskazuje jednoznacznie także na pestycydy jako na jedną z głównych przyczyn obecnego spadku różnorodności i liczebności owadów i ptaków [2-4].

Z kolei w rozdziale „Pestycydy przyczyną wymierania pszczół?” autor sugeruje, jakoby obwinianie pestycydów za „masowe wymieranie” pszczół było nieprawdziwą plotką, a samo zjawisko „miało miejsce jedynie USA”. Na poparcie tej tezy autor kieruje czytelnika do strony Wikipedii, której chyba jednak sam dokładnie nie przeczytał. Gdyby to zrobił, dowiedziałby się, że zjawisko, o którym pisze (tj. zespół masowego ginięcia kolonii (ang. Colony Collapse Disorder) dotyczy tylko konkretnego gatunku – pszczoły miodnej (Apis mellifera), oraz że to nazwa zjawiska została użyta po raz pierwszy w USA, a nie że „samo zjawisko miało miejsce jedynie w USA”. Na stronie Wikipedii czytelnik znajdzie również informację o tym, że „zespół masowego ginięcia pszczół jest jedną z przyczyn globalnego trendu, który nazwano spadkiem liczby owadów zapylających”. Zatem znów, zjawisko spadku liczby owadów zapylających (do których należą m.in. pszczoły) nie jest ograniczone tylko do USA [5]. Warto też, by autor zastanowił się dłużej nad danymi FAO, które przytacza na poparcie słów, że „w skali globalnej pszczół przybywa”. Wykres ilustruje bowiem obserwowany od lat 60-tych XX w. globalny trend wzrostu liczby uli, zatem dotyczy tylko pszczoły miodnej, która jest powszechnie hodowanym gatunkiem, jednak nie jest jedynym zapylaczem roślin. Pszczoła miodna to tylko jeden z gatunków pszczół (w Polsce jest ich ponad 450 gatunków). Dzikie pszczoły są niezwykle ważnymi zapylaczami wielu roślin (uprawnych i dzikich) i choć liczba uli od lat 60-tych stale rośnie, to rośnie też (zapewne nawet szybciej) zapotrzebowanie na pracę pszczół. Warto też zauważyć, że liczba uli wzrastała od lat 1960. liniowo, podczas gdy liczebność populacji ludzkiej wciąż rośnie wykładniczo.

Autor podaje różne przyczyny ginięcia pszczół, zaznaczając że pestycydy „w odróżnieniu od pozostałych wymienionych czynników, są powodem ginięcia pszczół jedynie przy niewłaściwym stosowaniu przez rolnika, co nie jest prawdą. Rolnik może stosować różne pestycydy w różnych terminach, wszystkie w sposób właściwy, jednak nie ma wpływu na to, jakie pestycydy są stosowane (również w sposób właściwy) w tym samym czasie na innych polach czy w sadach, będących w obszarze furażowania (czyli zbierania pokarmu) pszczół. Dlatego, nawet przy właściwym stosowaniu pestycydów przez rolników, może dochodzić do akumulacji ich pozostałości w ciele pszczół. Ponadto, różne pestycydy mogą wchodzić w interakcje, potęgując negatywne oddziaływanie na pszczoły [6]. [Przyp. red. warto przeczytać też niedawno opublikowany w „Science” artykuł [7] i apel 232 naukowców o ograniczenie stosowania neonikotynoidów [8]].

Bodaj największy problem pierwszego z wymienionych artykułów to rozdział „Wpływ pestycydów na zdrowie”. Tu autor kompletnie pomieszał fakty i – co gorsza – zagrał na emocjach; co jest dość przykrą konstatacją, jeśli chodzi o blog poświęcony zwalczaniu zabobonów. Szkodliwość pestycydów to nie mit. Jak napisaliśmy powyżej, insektycydy są w większości substancjami neurotoksycznymi i ich spożywanie może doprowadzić do poważnych problemów zdrowotnych (ze śmiercią włącznie, choć trzeba by się było tego sporo najeść…). To właśnie dlatego przecież mamy tak ścisłe procedury oceny ryzyka wynikającego ze stosowania pestycydów i regularną kontrolę skażenia produktów spożywczych pestycydami. Rzecz więc nie w tym, że pestycydy nie są szkodliwe (są!), lecz w tym, że do spożycia dopuszczane są wyłącznie takie produkty, w których zawartość pestycydów nie przekracza stężenia, które choćby w najmniejszym stopniu mogłoby się odbić na zdrowiu konsumentów. Czy zatem spożywanie jedzenia, do produkcji którego stosowano pestycydy jest bezpieczne dla zdrowia? Tak, ale pod warunkiem, że przestrzegane były wszystkie zalecenia w tej materii – od karencji od ostatniego oprysku do zbioru poprzez sposób przechowywania aż po mycie owoców i warzyw przed zjedzeniem i ich ostateczną obróbką. Poszukiwanie tu analogii do ruchów antyszczepionkowych jest już nie tylko nieścisłością, ale wręcz działaniem szkodliwym, bo dającym argumenty do ręki antyszczepionkowcom. Łatwo można bowiem wykazać, że insektycydy są dla człowieka toksyczne – zatem per analogiem– skoro autor bloga napisał, że sprawa z pestycydami jest analogiczna do sprawy szczepionek, a nie podlega dyskusji, że pestycydy są toksyczne, to w takim razie pośrednio można stwierdzić, że szczepionki też są groźne do zdrowia. A to już bardzo groźny sposób rozumowania.

Kolejny akapit, poświęcony pestycydom „konwencjonalnym” i „ekologicznym”, to kolejny poważny problem w tym tekście. Autor pisze np. o „ekologicznych (organicznych) pestycydach”, a to już kompletne pomieszanie pojęć. Ogromna większość współcześnie stosowanych pestycydów (poza siarczanem miedzi) to substancje organiczne. Co to ma wspólnego z „ekologicznością”? Nie jest jasne, co autor ma na myśli pisząc o pestycydach „ekologicznych”, bo coś takiego w języku nauki po prostu nie istnieje. Natomiast porównywanie sytuacji z pestycydami do farmaceutyków i parafarmaceutyków jest zupełnie chybione i nawet nie domyślamy się, co autor chciał przez to przekazać. Trudno więc odnieść się do tego akapitu merytorycznie – znów: przykro, że taki miszmasz znalazł się na blogu poświęconym promowaniu nauki.**

W drugim artykule („Pestycydy. Czy są bezpieczne?”) jest już znacznie lepiej. Chwała autorowi za to, że dość rzeczowo przedstawił schemat procedury oceny bezpieczeństwa żywności pod kątem zawartości substancji szkodliwych. Faktycznie, odbywa się to z grubsza rzecz biorąc tak, jak to przedstawił p. Sakowski. Jednak i tu nie udało się ustrzec przed drobnymi wpadkami. I tak już w drugim akapicie pojawia się stwierdzenie, że „nawet repelenty (odstraszacze) komarów dla ludzi są pestycydami”. Otóż nie są – termin pestycyd powstał z połączenia dwóch słów o etymologii zakorzenionej w łacinie. Pierwsze to łacińskie pestis, oznaczające śmiertelną chorobę, plagę; stąd później wzięło się angielskie słowo pest – szkodnik. Drugie to caedere (łac.) – zabijać. Zatem środek odstraszający, jeśli nie zabija komarów, z definicji pestycydem nie jest. Jest właśnie repelentem.**

Akapit ostatni to znów pomieszanie faktów i błędów. Otóż wiele (choć na szczęście nie większość) środków ochrony roślin JEST „z natury szkodliwych”. Przyczyny, dla których tak jest, wyłożyliśmy wyżej. Z kolei prawdą jest, że „To, że coś jest „pryskane” wcale nie znaczy, że musi szkodzić” – dlaczego tak się dzieje, że mimo stosowania substancji generalnie toksycznych ich spożycie nie musi się wiązać z jakimkolwiek ryzykiem dla zdrowia, wyłożył sam autor.

Summa summarum: dziękujemy panu Sakowskiemu za cenną inicjatywę niesienia kaganka oświaty pod strzechy, ale apelujemy o większą dyscyplinę. Zdajemy sobie doskonale sprawę, że odnosząc się do tak szerokiego spektrum zagadnień, jak czyni to p. Sakowski, nie sposób znać wszystkie niuanse poruszanych problemów. Trzeba się jednak strzec przed powtarzaniem zasłyszanych „prawd”, bo można narobić więcej szkód niż pożytku.

Agnieszka Bednarska i Ryszard Laskowski

Dr hab. Agnieszka Bednarska, profesor nadzwyczajny w Instytucie Ochrony Przyrody PAN i adiunkt w Instytucie Nauk o Środowisku UJ, zajmuje się ekotoksykologią i jest współautorką 26 prac naukowych dotyczących wpływu różnych substancji toksycznych, w tym pestycydów, na zwierzęta. Jest redaktorem pomocniczym w czasopiśmie Ecotoxicology 

Prof. dr hab. Ryszard Laskowski, profesor zwyczajny w Instytucie Nauk o Środowisku UJ, zajmuje się ekologią i ekotoksykologią, jest współautorem ponad 100 publikacji naukowych, podręcznika ekotoksykologii i kilku innych książek z różnych obszarów ekologii. Przez sześć lat pracował jako ekspert w Europejskim Urzędzie ds. Bezpieczeństwa Żywności.

* [przyp. aut.] „Szkodnik” to szerokie pojęcie, obejmujące wszystkie organizmy, które przynoszą szkody gospodarcze. Należy jednak pamiętać, że nie jest to pojęcie ani naukowe, ani jednoznaczne – każdy organizm, który powoduje szkody, może być uznany za szkodnika.

** [przyp. red.] W tych fragmentach mamy do czynienia z problemem w zakresie nomenklatury: pojęcia takie jak ‘ekologiczny’, ‘organiczny’, czy wreszcie ‘pestycyd’ nie mają jednolitych, przyjętych przez wszystkich definicji, co często prowadzi do zamieszania lub sporów o słowa. Na przykład: ekologia to nauka badająca oddziaływania i zależności między organizmami a ich środowiskiem (w tym – innymi organizmami), a związki organiczne to (prawie) wszystkie związki chemiczne zawierające węgiel (ich badaniem i syntezą zajmuje się chemia organiczna). Tymczasem w szeroko i chyba już nieodwracalnie przyjętym użyciu, przymiotniki ‘ekologiczny’ i ‘organiczny’ funkcjonują w zupełnie innym znaczeniu (ku ubolewaniu wielu osób, w tym licznych naukowców, przywiązanych do tradycyjnej terminologii) – właśnie w terminach takich jak ekologiczne vel. organiczne rolnictwo, pestycydy, etc. Podobnie sprawa ma się z pestycydami – niektórzy wliczają do nich związki działające bez zabijania (np. repelenty), jednak wg oryginalnej definicji (zob. powyżej) są to wyłącznie substancje zabijające.

Zobacz też:

Pszczoły i neonikotynoidy: kolacja z arszenikiem czy wiele hałasu o nic?

Wezwanie do ograniczenia stosowania neonikotynoidów

Bibliografia:

[1] Poore, J., Nemecek, T. 2018. Reducing food’s environmental impacts through producers and consumers. Science 360 (6392) 987-992.

[2] Donald, P. F., Green, R. E., Heath, M. F. 2001. Agricultural intensification and the collapse of Europe’s farmland bird populations. Proc Biol Sci. 268: 25–29.

[3] Hallmann, C. A., Sorg, M., Jongejans, E., Siepel, H., Hofland, N., Schwan, H., Stenmans, W., Müller, A., Sumser, H., Hörren, T., Goulson, D., de Kroon, H. 2017. More than 75 percent decline over 27 years in total flying insect biomass in protected areas. PLoS ONE 12: e0185809.

[4] Stanton, R. L., Morrissey, C. A, Clark, R. G. 2018. Analysis of trends and agricultural drivers of farmland bird declines in North America: A review. Agr Ecosyst Environ 254: 244–254.

[5] Dainat, B., vanEngelsdorp, D., Neumann, P. 2012. Colony collapse disorder in Europe. Environ. Microbiol. Rep 4: 123-121

[6] Robinson, A., Hesketh, H., Lahive, E., Horton, A.A., Svendsen, C., Rortais, A., Dorne, J.L., Baas, J., Heard, M.S. and Spurgeon, D.J., 2017. Comparing bee species responses to chemical mixtures: Common response patterns?. PloS ONE12(6), p.e0176289.

[7] Tsvetkov, N., Samson-Robert, O., Sood, K., Patel, H.S., Malena, D.A., Gajiwala, P.H., Maciukiewicz, P., Fournier, V. and Zayed, A., 2017. Chronic exposure to neonicotinoids reduces honey bee health near corn crops. Science356(6345), pp.1395-1397.

[8] Goulson, D., 232 signatories, 2018. Call to restrict neonicotinoids. Science360(6392), pp.973-973.

 

 

1 Trackback / Pingback

  1. Słodko gorzki, czyli mój ulubiony i najmniej ulubiony polski popularyzator nauki. | naukowka.pl

Możliwość komentowania jest wyłączona.